15 STYCZNIA 2016 ROK.
Wszedłem na murawę Camp Nou, razem z moimi kolegami. Przymknęłam na chwilę oczy, by móc wsłuchać się w hymn naszego klubu. Gdy muzyka zamilkła, słychać było tylko rozradowanych kibiców. Wszyscy wiwatowali, wykrzykiwali imiona piłkarzy na boisku, machali flagami z herbem Barcy, przedstawiali tłumom swoje transparenty. Kolejne ligowe spotkanie i jeden cel - trzy punkty. Musimy wygrać, by wyprzedzić Real Madryt, który ma o jeden punkt więcej od nas. Przywitaliśmy się z piłkarzami Malagi i następnie rozstawiliśmy się na swoich pozycjach. Gwizdek arbitra i przystępujemy do ataku. Camp Nou było zapełnione po same brzegi, Cules chcieli być dwunastym zawodnikiem i swoim dopingiem zagrzewali nas do walki o fotel lidera La Liga. Powoli rozgrywaliśmy, starając się uśpić czujność rywala. Mecz był wymagający, ponieważ przeciwnik zamykał się w defensywie, którą ciężko było nawet pokonać strzałem z dystansu. Dopiero w doliczonym czasie pierwszej połowy, Andres Iniesta magicznym dotknięciem piłki, wyprowadził nasz zespół na prowadzenie. Gwizdek arbitra i schodzimy na przerwę. Jestem cały zdenerwowany, miałem dziś nie grać, ponieważ Antonella lada chwili może rodzić. Od rana ma skórcze. Specjalnie przed meczem, odwiozłem ją na oddział położniczy. Chciałem zostać, ale nalegała bym zagrał. Przekroczyliśmy próg szatni i pierwsze co zrobiłem, to sięgnąłem po telefon.
- Cholera Jasna!
- Leo, co się dzieje?
- Antonella rodzi!
Ku zdumieniu kolegów, wybiegłem z szatni i niemal wpadłem na trenera.
- Leo, oszalałeś?
- Trenerze, musi mnie trener ściągnąć.
Enrique patrzył na mnie jak na debila. Nie dziwię mu się, zazwyczaj nalegam, bym mógł zagrać od początku.
- Kontuzja?
- Antonella rodzi.
- To co ty tu jeszcze robisz! Pozdrów ją ode mnie i ucałuj malucha!
Klepnąłem trenera w ramie i wbiegłem do szatni, zabierając tylko kluczyki z samochodu i telefon. Nie przebierałem się, w meczowych ubraniach wsiadłem do samochodu i z piskiem opon opuściłem teren Camp Nou.
Na porodówce byłem w dziesięć minut, szybko dostałem informacje gdzie rodzi Antonella i pobiegłem tam.
- Jezu, nie dam rady..
Usłyszałem płacz Antonelli i szybko przekroczyłem próg sali, gdzie ją dostrzegłem.
- Już jestem Skarbie, spokojnie, dasz radę.
Trzymałem jej dłoń ku jej ogromnemu zdziwieniu.
- Leo, co ty tutaj robisz?
Uspokoiłem ją szeptem i starłem pot z czoła, następnie całując jej dłoń.
- Twoja mama napisała mi, że rodzisz.
Skinęła tylko głową, następnie krzycząc w niebo głosy.
Po dwudziestu minutach jej krzyk i płacz totalnie ucichł, zastępując go cichutkim płaczem niemowlęcia. Pocałowałem żonę w czoło, następnie obejmując ją ramieniem. Wpatrywała się w maleństwo, które było ważone i obmywane przez położne.
- To dziewczynka!
Szeroko się uśmiechnęła i spojrzała w moje oczy.
- Leo.. mamy córeczkę..
Zaśmiałem się i delikatnie ją pocałowałem. Po chwili podeszła do nas położna, z naszym maleństwem.
- Dziewczynka jest zdrowa.
Antonella przytuliła do siebie córeczkę, coś do niej mówiąc. Patrzyłem na nie z szerokim uśmiechem.
- Kocham Cię.
Podniosła głowę i spojrzała na mnie ciągle się uśmiechając.
- Ja Ciebie też. Dziękuję, że pomogłeś mi odzyskać stracone wspomnienia, że mnie nie zostawiłeś.
- Bez Ciebie, jestem nikim.
Ponownie ją pocałowałem i zabrałem córeczkę w ramiona. Antonella przyglądała się nam z szerokim uśmiechem. W tej chwili do sali wkroczyła mama Antonelli i Thiago, który od razu podbiegł do mnie, bacznie przyglądając się noworodkowi.
- Thiago, masz siostrzyczkę.
Thiago spojrzał na mamę, a następnie na zawiniątko w moich ramionach. Długo na nią patrzył, na sam koniec delikatnie głaszcząc ją po główce.
- Cholera Jasna!
- Leo, co się dzieje?
- Antonella rodzi!
Ku zdumieniu kolegów, wybiegłem z szatni i niemal wpadłem na trenera.
- Leo, oszalałeś?
- Trenerze, musi mnie trener ściągnąć.
Enrique patrzył na mnie jak na debila. Nie dziwię mu się, zazwyczaj nalegam, bym mógł zagrać od początku.
- Kontuzja?
- Antonella rodzi.
- To co ty tu jeszcze robisz! Pozdrów ją ode mnie i ucałuj malucha!
Klepnąłem trenera w ramie i wbiegłem do szatni, zabierając tylko kluczyki z samochodu i telefon. Nie przebierałem się, w meczowych ubraniach wsiadłem do samochodu i z piskiem opon opuściłem teren Camp Nou.
Na porodówce byłem w dziesięć minut, szybko dostałem informacje gdzie rodzi Antonella i pobiegłem tam.
- Jezu, nie dam rady..
Usłyszałem płacz Antonelli i szybko przekroczyłem próg sali, gdzie ją dostrzegłem.
- Już jestem Skarbie, spokojnie, dasz radę.
Trzymałem jej dłoń ku jej ogromnemu zdziwieniu.
- Leo, co ty tutaj robisz?
Uspokoiłem ją szeptem i starłem pot z czoła, następnie całując jej dłoń.
- Twoja mama napisała mi, że rodzisz.
Skinęła tylko głową, następnie krzycząc w niebo głosy.
Po dwudziestu minutach jej krzyk i płacz totalnie ucichł, zastępując go cichutkim płaczem niemowlęcia. Pocałowałem żonę w czoło, następnie obejmując ją ramieniem. Wpatrywała się w maleństwo, które było ważone i obmywane przez położne.
- To dziewczynka!
Szeroko się uśmiechnęła i spojrzała w moje oczy.
- Leo.. mamy córeczkę..
Zaśmiałem się i delikatnie ją pocałowałem. Po chwili podeszła do nas położna, z naszym maleństwem.
- Dziewczynka jest zdrowa.
Antonella przytuliła do siebie córeczkę, coś do niej mówiąc. Patrzyłem na nie z szerokim uśmiechem.
- Kocham Cię.
Podniosła głowę i spojrzała na mnie ciągle się uśmiechając.
- Ja Ciebie też. Dziękuję, że pomogłeś mi odzyskać stracone wspomnienia, że mnie nie zostawiłeś.
- Bez Ciebie, jestem nikim.
Ponownie ją pocałowałem i zabrałem córeczkę w ramiona. Antonella przyglądała się nam z szerokim uśmiechem. W tej chwili do sali wkroczyła mama Antonelli i Thiago, który od razu podbiegł do mnie, bacznie przyglądając się noworodkowi.
- Thiago, masz siostrzyczkę.
Thiago spojrzał na mamę, a następnie na zawiniątko w moich ramionach. Długo na nią patrzył, na sam koniec delikatnie głaszcząc ją po główce.
___________________________________________
CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)
;(;(;(;(;(
Koniec mojej Leonelli :(:(:( xd no cóż, wszystko ma swój koniec ;) mam nadzieję, że opowiadanie się podobało i że wywołało wiele pozytywnych emocji :)
Bardzo dziękuję za komentarze, których było ponad 120, za wyświetlenia, których było ponad 4 tys. dziękuję, że chce wam się czytać moje wypociny, to dla mnie wiele znaczy! <3333
Jedyne, co mogę teraz zrobić, to zaprosić na kolejnego bloga, gdzie pojawił się pierwszy rozdział :D (kolejna opowieść o Leo i Antonelli) KLIK
Jeszcze raz, bardzo wszystkim czytelnikom dziękuję! <333333333333333333333333333
Aaaaaaa *o* to takie urocze <33
OdpowiedzUsuńEpilog przepiękny, zresztą jak całe opowiadanie :)
NIE CHCĘ KOŃCA :(
OdpowiedzUsuńohh jak słodko :)
OdpowiedzUsuńSłodko *.*
OdpowiedzUsuńLeo spieprza z meczu XD
Szkoda, że koniec ;c
cudowne zakończenie szkoda tylko, że zakończenie kochałam tego bloga <3 :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to już koniec :(
OdpowiedzUsuńCudowny epilog, zresztą pozostałe rozdziały też <3
/Messi <3
KOCHANI <3
OdpowiedzUsuńa Ty GENIALNA <3
Tyyle słodkości *---*
BLOG GENIALNY, lece czytać następną część :D :*** /tymbark97
Kooochaaam. Czytam wszystko juz drugi raz:P
OdpowiedzUsuńAwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww *o* cudowny epilog ^^ najlepszy jaki tylko mógłby być :3
OdpowiedzUsuńTo takie urocze <3 Ciekawe jak będzie miała na imię dziewczynka? Ale o tym dowiem się już chyba w następnej części :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ;*
Zajebiste ♥
OdpowiedzUsuńTAKIE SŁODKI EPILOG JEJUŚ
OdpowiedzUsuńTEN BLOG BYŁ NIESAMOWITY, NAPRAWDĘ <3
ŻYCZĘ WENY PRZY INNYCH BLOGACH :)))